Saturday, December 27, 2008

Vatican whitepaper on bioethics

I have just read the instruction "Dignitas Personae" written by The Congregation for the Doctrine of the Faith. Just out of curiosity - to check if the aspects of bioethics mentioned there may be relevant to my daily work. 

To tell the truth, I have not found anything shocking there. The Catholic Church recognizes some principles such as the dignity of every human life and tries to stick to it using logical reasoning.  The life is given by God and we, humans, do not have right to end it by our decisions. Full stop. To make sure that the human life is protected from its start until the natural death - it is condemned as immoral and illicit to kill any human being - even in the form of an embryo, exactly from the point of fertilization. I also understand that the Church requires the fertilization to be natural (ie. by a sexual act) although I know that it may frustrate some people who want their own children and it is possible only by in vitro fertilization. In such cases the Instruction suggests adoption. 

In fact, I was surprised twice reading the Instruction. First time, when it described as illicit the freezing of oocytes. Second time - in a different way- when I read that it is moral to obtain stem cells from the foetuses of children that died naturally. It shows how delicate is the borderline of what is justified - and the changes in the research horizon also constantly discover new limits for the morality.   

To make things clear the Instruction explains that it is acceptable to do eg. treatment of infertility that does not include in-vitro fertilization or to use stem cell therapies when the cells are obtained from the human tissues without any harm to the life. 

In the conclusion the Instruction states that "the Church's teaching is based on the recognition and promotion of all the gifts which the Creator has bestowed on man: such as life, knowledge, freedom and love." So - it is not like many leftist commentators would like to see - that the Church is just a "forbidding machine". It is about life, love and the knowledge guys... Seriously. 

Friday, December 26, 2008

Rodzinne próbowanie nalewek

Wieczór w jeden z dni Bożego Narodzenia. Na stole lądują malutkie kieliszki i domowe nalewki: orzechowa, aroniowa, wiśniowe, jarzębiak. Mama zachwala aroniową: dobra jest, ale może doleję wam wódki, zeby rozcieńczyc....Yyyyy? Dopiero wtedy reflektuję się, że cały zestaw w butelkach ma dobrze ponad 60% :)  Przypominają mi się nalewki orzechowe z 1946r, odnalezione podczas prac wykopaliskowych w szafie w warszawskim mieszkaniu... 

Wednesday, December 24, 2008

La Vigilia di Natale...



Alla vigilia di Natale in Polonia, si prepara la cena molto particolare. Questa e la cena piu saporita, piu aspettata dell tutto anno. Ci sono le regole precise di preparazione: non si usa carne - questo e l'ultimo giorno di digiuno di Avvento. Per lo stesso motivo non si beve alcol. Sempre si lascia un posto alla tavola libero - per "un ospite inaspettato". Spesso si invita quelli che rimangono soli a questo giorno. La propria cena di Natale in Polonia contiene 12 piatti, variabli tra le regioni.
Alla mia casa si mangia oggi:

  • la zuppa di funghi con uszka (tortellini alla forma di orecchie, ripiene anche con funghi) - si usa finghi secchi, raccolti in autunno nelle boschi piu vicino. 
  • le patate con la salsa di crema e aringhe
  • le aringhe rotolate (rollmops)
  • gli funghi fritti come "milanese"
  • gelatina di pesce (probabilmente ancora: aringhe)
  • la carpa fritta
  • gamberetti (non e un piatto tipico!)
  • salmone
  • salsiccia di salmone
  • l'insalata mista (no so che il mio fratello ha messo la, non voglio proprio sapere...)
  • il compote di frutti secchi 

Insieme con "oplatek" il pane bianco (come la ostia alla chiesa) - ci sono 12 piatti!
La tradizione, iniziata dallo mio nonno e che non mangio niente alla Vigilia, prima di cena. 
No colazione, no pranzo, no snacks durante cocinare. Allora - adesso ho tantissimo fame e aspetto quando scambiamo oplatek e cominciamo la cena... Buon Natale! Happy Christmas! Feliz Navidad! Radosnego Bożego Narodzenia! Shstsastlivogo Roshdestva!


Friday, December 12, 2008

Panettoni...


Idzie Boże Narodzenie... W szczęsliwym kraju pt. Włochy, ludzie cenią sobie lenistwo. Gospodynie domowe nie chcą robić wiele wypieków, pracownicy cukierni chcą iść na zasłużenie wywalczony przez związki zawodowe urlop, ale wszyscy - chca jeść! Dobrze jeść! Si deve mangiare bene!

Włosi wymyśli więc świątczne jedzenie w kartonikach. Piętrzy sie ono w faraońsko wielkich piramidach w halach supermarketów już od początku grudnia. Do jedzenia poważnego zalicza się paczkowane stinco di prosciutto, o którym pisałem wcześniej oraz cotechino oraz zampone (świńska noga) - rodzaje kiełbasy do natychmiastowego ugotowania, które podaje się najchetniej z soczewicą.

Ale prawdziwymi gwiazdami świątecznego jedzenia w Italii są panettoni (dosł. "chlebki") - paczkowane ciasta. Klasyczne - drożdzowe z rodzynkami. Pandoro (dosł. złoty chleb)- coś posredniego miedzy ciastem drozdzowym a hmmm.. babką piaskową. I wiele, wiele wariantów - z kremem, z czekoladą, z tiramisu, z osobnym proszkiem do posypania przed podaniem.... Są miękkie, smaczne, apetyczne, mogą dluuuugo leżeć w swoich pudełkach. Ostatnio Włosi wzięli się na sposób i eksportują malutkie panettoni do Anglii i Szwajcarii, można je np dostac zamiast tłustego muffinsa w barach sieci Cafe Nero (jedyna w miare normalna kawa w UK). Tyle, że tam pytają się "czy chcesz to stostowane?", no ale Anglicy potrafią popsuć wszystko.

Na koniec dialog z włoskiego kabaretu Cinema Polacco:
Kripstak: Petrektek, ty masz "to" calkiem jak pandoro...
Petrektek: Takie wielkie?
Kripstak: Nie, takie mięciutkie...
W polskich rodzinach tak sie sie raczej poetycko nie rozmawia, prawda?

Monday, December 8, 2008

Raclet akademicki


Kolejna specjalnosc kuchni szwajcarskiej w wykonaniu polskim. Sobota wieczor, akademik gdzies na wygwizdowie pod Zurichem, ekipa Polakow skupia sie nad dwoma maszynkami podlaczonymi do pradu. Obok dwa wielkie gary z pyrami w mundurkach, stosy sera w grubych na centymetr plastrach, nieco boczku, talerzyki z piklami: ogorki, cebula, mala kukurydza. Czyli robimy racleta (raclette) - zimowy odpowiednik grilla w Szwajcarii.

Cala zabawa polega na tym, ze kazdy na wlasnym talerzu kroi sobie ziemniaka, polewa go stopionym, lekko przysmazonym serem, zgrabnie zdjetym z racletowej lopatki, posypuje pieprzem i galka muszkatolowa i zagryza piklami. Zabawa jest niebezpieczna, bo to bardziej czynnosc spoleczno-towarzyska niz posilek i czesto latwo przeoczyc moment serowego przejedzenia... Ser powinien byc raczej specjalny, o nieco intensywnym zapachu, pewnie tez z Valis, od krow z dzwonkami na szyi.

Kierownik calej imprezy, Pawel, podal nam pare sztuczek racletowych : na plasterek sera mozna wrzucic nieco cebuli, albo kawalek orzecha wloskiego - wtedy calosc nabiera specjalnego smaku. Troche sie dziwilem, ze sie nie przejadlem - albo to uprzedni trening w jedzeniu szwajcarskiego sera, albo cola (ech) zamiast wina.

Friday, December 5, 2008

Neurex in Basel

So I am back from the Neurex meeting in Basel. My story was on the side of gene expression, but most of the talk's contents were orbiting around genome-wide association studies, what means mainly applying SNP microarrays to explain psychical disorders. It was interesting to learn for how much of psychical qualities we may blame genes. For instance, a longitudinal study on Dutch twins shown that behavioral disorders may be explain up to 70% by genes in 5 year old children, but then, the influence of education and environment decreases it to some 40% in 18 year old people. Another interesting thing was that the borderline personality correlates between spouses as much as between siblings. And other phenomena such as depression, bipolar disease and even the agreeability is greatly determined by genes - and we start to discover specific markers. 

Everyone was staying silent about the next-generation sequencing, so I started this topic by the end of the whole meeting, although it turned out to be highly controversial, especially knowing that the lunch was sponsored by our friends from Affymetrix. 

Linde Oberstrass

Wczoraj był dzień górnika oraz św. Barbary. Świetowaliśmy go polską ekipą kampusową w Linde Oberstrass. Jest to mini-browar, połączony z restauracją w okolicy Winkelriedstrasse w Zurichu. Jak dla mnie, jest to knajpa żywcem z książek Marka Krajewskiego o Wrocławiu dwudziestolecia międzywojennego. Jestem się gotów założyć, że był on w Linde Oberstrass i to całkiem niedawno, ponieważ mieszkał w Zurichu na początku tego roku... minęliśmy sie pewnie. Szkoda, bo zwłaszcza opisy jedzenia w jego książkach są fantastyczne. 

Ale do rzeczy :) Kuchnia w Linde Oberstrass jest na środku restauracji, widać uwijających się kucharzy, czuć nieco zapach tego co się dla nas szykuje. Oprócz sałatek, łącznie z niedzowną w karcie Wurstsalat, są dania "pseudowłoskie" oraz specjalnosci miejscowe, na któreśmy właśnie przyszli.  Większość z nas zamowiło roschti z serem i jajkiem, przy okazji dowiedzieliśmy się, ze jest to potrawa z Valis. Ponieważ miałem niecny zamiar spróbować roschti od kogoś z ekipy, zamówiłem Flammkuche mit Speck. Speck był na szczęscie bardziej szynkowy niż słoninowy, do tego solidna ilość cebuli i śmietany, całość na cienkim, łamiacym się cieście (moje Flammkuche na obrazku). Kolega z Pyrlandii zamówił drugie - z chorizo i fetą w pomidorach - też wyglądało nieźle.   

Do tego piwo - robione na miejscu, podawane w szklankach, kuflach, albo dwulitrowych butelkach zamykanych "jak dawna lemoniada". Taką butelkę można wziąć sobie za kaucją i zatankować do domu. Najpierw wypiliśmy jedną butlę Weihnachtsbier (wersja na Boże Narodzenie) a później butlę normalnego Hausbier - na 5 osób dwie takie butle są w sam raz. 

Szwajcarzy są świetni w przygotowywaniu dań sezonowych. Także i tu czekała "zimowa" karta dań. Jednak po zjedzeniu klasyki, spróbowaliśmy do podziału tylko zimowy deser: zimtglace mit feigen, czyli lody cynamonowe z figami, pięknie oblanymi karmelem i posypanymi płatkami migdałowymi. Nie obeszło się przy okazji bez włoskiego dowcipu o "gelato al gusto di figa", ale to dowcip do opowiadania po co najmniej 2 piwach :)