Monday, April 6, 2009

Wiosnaaaaa!!


Celem zbadania, czy wiosna przyszła, odpaliliśmy ekipą rowery z wypożyczalni. W centrum Zurichu rowery można pobrać za darmo - zostawiając jedynie nieduży depozyt. I już można gnać wzdłuż jeziora: Bahnhofstrasse, Bellevue, północny brzeg i jesteśmy w Rapperswilu. Główną atrakcją tego miasteczka jest Muzeum Polskie na zamku - najbardziej skoncentrowny przyczółek polskiego patriotyzmu jaki zdarzyło mi się widzieć na świecie (no, może oprócz restauracji Jolly Inn w Chicago ;) ). Muzeum jest naprawde ciekawe - a z jego wieży rozciąga się piękny widok na Rapperswil i południe jeziora Zurichskiego. Tego dnia akurat na dokładkę była obecna pani malująca i wycinająca piękne pisanki.

W Rapperswilu zatankowaliśmy pizzę w pizzerii z sieci 10' - ciasto OK, obsługa mówiąca po włosku, całość pizzy - hmmm - na trójkę z plusem. Nikt nie chciał się przyznać, ze ma dość kręcenia na rowerze - więc przez most przejechaliśmy na południowy brzeg jeziora i wróciliśmy do Zurichu. 75km wycieczki rowerowej to całkiem nieźle jak na początek - myślałem, ze jezioro jest duuużo mniejsze. 

Squash


Nie chodzi o brytyjski syrop pseudo-owocowy (nazywany tam czasem sokiem). Chodzi o sport teniso-podobny, uprawiany w klatce :)

Dzieki urzejmości Lososia i jego kolegów zostałem wyciągniety pewnego wieczora, zeby w ten sport pograć. Do klatki wpuszcza sie dwie osoby, każda uzbrojona w rakietke. Gumowa piłeczka powinna sie odbijać od sciany, serwuje sie z wyznaczonego kwadratu, reszta zasad podobna lekko do tenisa - z tą roznicą, ze piłka wylatująca za wysoko lub w sufit - wychodzi na out. Najśmiejszniej jest gdy piłka odbija się pod kątem od ściany i trudno przewidzieć jej lot. Naprawdę mozna się zmeczyc - godzina squasha to ponoć dla troglodyty mojej wagi, ponad 1000 spalonych kalorii - czyli tyle ile spalilbym biegnąc przez godzinę 12km/h. Aż zaczalem namawiać na ten sport innych znajomych. A po półtoragodzinnym odbijaniu piłki od sciany można pójść na zasłużone piwo z lemoniadą (zwane tu panache)...