Showing posts with label deser. Show all posts
Showing posts with label deser. Show all posts

Sunday, May 17, 2009

San Diego, La Jolla...

Wiem już jakie są przyjemności życia w południowej Kaliforni. W San Diego wybrałem się do parku Sea World, gdzie można oglądać znane chyba kazdemu z nas z telewizji pokazy treningu delfinów i orek. Na żywo jest to naprawdę niezwykłe widowisko, wyreżyserowane tak aby po pół godzinie skakania morskich zwierzaków przezyć można prawdziwe katharsis. Poza tym to naprawdę mądre stwory... Aha -
 i oglądałem foki pływające na wolności i wylegujące się 200 metrów od centrum La Jolla. 
Z Kathrin, Chrisem i Mike'm byliśmy po solidnej grze w siatkówke w "prawdziwym" meksykańskim barze. Znow burrito - tym razem z krewetkami i taco z ryba. Swieżo usmażone nachos i masa ostrego sosu... mniam! Do picia - meksykańskie piwo z limonka. 
Dziś z kolei byliśmy "męską wyprawą" w pięciu w Cabrillo National Monument - punkcie widokowym na półwyspie, z którego widać Coronado Island i prawie całe San Diego. Gdy zjedzie się na dół do oceanu, obserować można "tidal pools" czyli kałuże pozostałe po odpływie, w których biegają kraby i inne zwierzaki. Widzieliśmy też wędkarza, który przez pomyłkę złowił sporą languste. 
Po południu wpadliśmy po Kathrin do jej sobotniej szkoły niemieckiej na zakończenie roku - po wierszykach o "meine Heimat" i rozdaniu świadectw było Leberkase z czerwona kapusta i Schwarzwalder Torte :) Jutro wyruszam do Arizony... 10:30 do Yumy. 

Friday, December 5, 2008

Linde Oberstrass

Wczoraj był dzień górnika oraz św. Barbary. Świetowaliśmy go polską ekipą kampusową w Linde Oberstrass. Jest to mini-browar, połączony z restauracją w okolicy Winkelriedstrasse w Zurichu. Jak dla mnie, jest to knajpa żywcem z książek Marka Krajewskiego o Wrocławiu dwudziestolecia międzywojennego. Jestem się gotów założyć, że był on w Linde Oberstrass i to całkiem niedawno, ponieważ mieszkał w Zurichu na początku tego roku... minęliśmy sie pewnie. Szkoda, bo zwłaszcza opisy jedzenia w jego książkach są fantastyczne. 

Ale do rzeczy :) Kuchnia w Linde Oberstrass jest na środku restauracji, widać uwijających się kucharzy, czuć nieco zapach tego co się dla nas szykuje. Oprócz sałatek, łącznie z niedzowną w karcie Wurstsalat, są dania "pseudowłoskie" oraz specjalnosci miejscowe, na któreśmy właśnie przyszli.  Większość z nas zamowiło roschti z serem i jajkiem, przy okazji dowiedzieliśmy się, ze jest to potrawa z Valis. Ponieważ miałem niecny zamiar spróbować roschti od kogoś z ekipy, zamówiłem Flammkuche mit Speck. Speck był na szczęscie bardziej szynkowy niż słoninowy, do tego solidna ilość cebuli i śmietany, całość na cienkim, łamiacym się cieście (moje Flammkuche na obrazku). Kolega z Pyrlandii zamówił drugie - z chorizo i fetą w pomidorach - też wyglądało nieźle.   

Do tego piwo - robione na miejscu, podawane w szklankach, kuflach, albo dwulitrowych butelkach zamykanych "jak dawna lemoniada". Taką butelkę można wziąć sobie za kaucją i zatankować do domu. Najpierw wypiliśmy jedną butlę Weihnachtsbier (wersja na Boże Narodzenie) a później butlę normalnego Hausbier - na 5 osób dwie takie butle są w sam raz. 

Szwajcarzy są świetni w przygotowywaniu dań sezonowych. Także i tu czekała "zimowa" karta dań. Jednak po zjedzeniu klasyki, spróbowaliśmy do podziału tylko zimowy deser: zimtglace mit feigen, czyli lody cynamonowe z figami, pięknie oblanymi karmelem i posypanymi płatkami migdałowymi. Nie obeszło się przy okazji bez włoskiego dowcipu o "gelato al gusto di figa", ale to dowcip do opowiadania po co najmniej 2 piwach :)