i oglądałem foki pływające na wolności i wylegujące się 200 metrów od centrum La Jolla.
Z Kathrin, Chrisem i Mike'm byliśmy po solidnej grze w siatkówke w "prawdziwym" meksykańskim barze. Znow burrito - tym razem z krewetkami i taco z ryba. Swieżo usmażone nachos i masa ostrego sosu... mniam! Do picia - meksykańskie piwo z limonka.
Dziś z kolei byliśmy "męską wyprawą" w pięciu w Cabrillo National Monument - punkcie widokowym na półwyspie, z którego widać Coronado Island i prawie całe San Diego. Gdy zjedzie się na dół do oceanu, obserować można "tidal pools" czyli kałuże pozostałe po odpływie, w których biegają kraby i inne zwierzaki. Widzieliśmy też wędkarza, który przez pomyłkę złowił sporą languste.
Po południu wpadliśmy po Kathrin do jej sobotniej szkoły niemieckiej na zakończenie roku - po wierszykach o "meine Heimat" i rozdaniu świadectw było Leberkase z czerwona kapusta i Schwarzwalder Torte :) Jutro wyruszam do Arizony... 10:30 do Yumy.
No comments:
Post a Comment