Thursday, January 22, 2009

Meksykanskie zwiedzanie Konstanz

Pomiędzy Niemcami, Szwajcarią i Austrią znajduje się jezioro Bodeńskie, nad brzegami którego największym miastem - po stronie niemieckiej - jest Konstanz. Moj kolega Andrea zdradził mi wielką tajemnicę tego miasta: "C'e un ristorante messicano... Si mangia veramente bene, porzioni sono abbondanti...". Ech. Pewnego pięknego dnia postanowił to nam udowodnić i na pokładzie niebieskiego volvo pomknęliśmy w kierunku wielkiego jeziora. 

Na placu Rybnym (Am Fischmarkt) znajduje się restauracja Latinos. Do "meksykańskosci" jedzenia podchodziłem z pewną taką nieśmiałościa. W sobotni wieczór miejsce okazało się pełne (mieliśmy zarezerwowany stolik, uff...), zaś karta dań w sumie budziła zaufanie: burritos,  fajitas oraz różne dania typu tex-mex: steki, krewetki. Zaczęliśmy od mieszanego antipasto: quesadillas, mikro-burritos, gotowana kukurydza, guacamole (nie przekombinowane - prawie sa
mo awokado) i frijoles - smażona pasta z czerwonej fasolki. 

Do picia - spore mojito (nazywało się XXL, ale nie przesadzajmy ;) - przypominało mi miętową herbate z marokańskiego baru na Josefstrasse, ale zawierało w odróżnieniu od niej uczciwą ilość rumu i lodu. 

Gdy czekaliśmy na danie główne, pojawiła się ekipa z obsługi roznoszaca tequile. Krótkie szkolenie dla Wiktorii, przyzwyczajonej bardziej do kozackich metod picia: sól, stakanczik, cytryna... Przyjemnym zaskoczeniem na koniec było to, że tequila nie znalazla się w rachunku (gospodarze mówią: w Szwajcarii coś gratis by się za nic nie pojawiło..). 

I wjechało danie główne: na naszym stoliku wyladowało ogroooomne burrito z wołowiną w środku, gruby solidny stek oraz wielkie krewetki w ostrym sosie pomidorowym. Dodatkowo były tortille, ale dania były tak duże, że nie mieliśmy siły nimi zagryzać. Ja poszedłem na całość - zamówiłem jednocześnie "surf and turf": równie wielki stek uzupełniony krewetkami oraz smażonymi ziemniakami (patrz: mare-monti). Uuffff... Na deser nie mieliśmy już siły. Bardzo dobre miejsce do jedzenia. Howgh. 


No comments: